Czasami odnoszę wrażenie, że freelancer jako osoba pracująca w domu, a więc prowadząca odmienny tryb życia od większości społeczeństwa, jest postrzegana w inny sposób. Spieszę wobec tego zapewnić was, że freelancer to też człowiek i nie uwierzycie… zdarza mu się zachorować!

Przychodzi freelancer do lekarza

Bycie na swoim ma w tym kontekście pewne zalety. Można wybrać się do lekarza o dowolnej porze, niekoniecznie w największym porannym ścisku emerytów okupujących większość polskich przychodni, a nieco później, kiedy cała rzesza stosunkowo dobrze czujących się staruszków zniknie już z pola widzenia (tak, mam specyficzny pogląd na sytuacje panujące w przychodniach). Jest więc możliwe udanie się do lekarza rodzinnego i uniknięcie przykrego oczekiwania na korytarzu przychodni.

Freelancer bez ubezpieczenia

Zdarzają się sytuacje, w których freelancer nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego. Nie pracuje bowiem na etacie, wszystkie zlecenia opierają się o umowę o dzieło, a działalność gospodarczą planuje dopiero założyć. Co wtedy? Na początku 2017 roku nastąpiła nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Na mocy tej zmiany pojawiło się coś takiego jak „ubezpieczenie wsteczne”. Zatem istnieje możliwość, by skorzystać z dostępności lekarza rodzinnego. Co prawda zakończy się to wystawieniem faktury za udzielenie porady bądź też specjalistycznych zabiegów (to bardziej w przypadku korzystania z usług SOR-u lub oddziałów szpitalnych), niemniej można po jej otrzymaniu udać się do NFZ-u i dokonać ubezpieczenia wstecznego. Warto pamiętać, że należy to zrobić przed upływem 30 dni od daty świadczenia medycznego. I koniecznie pamiętajcie, że nie dotyczy to wszystkich freelancerów! Na taki komfort mogą pozwolić sobie tylko ci, którzy wedle brzmienia ustawy „spełniali przesłanki do bycia ubezpieczonym, ale nim nie byli”.

Wolne od pracy

Chory czy nie, freelancer ma swoje zlecenia i obowiązujące terminy. Nikt go nie zastąpi, nikt nie przejmie zobowiązań. W skrajnych przypadkach można poprosić innych zaufanych freelancerów o pomoc w wykonaniu zlecenia, ale raczej się tego nie praktykuje. Tak więc bierzemy garść leków albo innych ziół leczniczych, wskakujemy pod kołdrę z kubkiem gorącej herbaty i zabieramy się do pracy. A co jeśli samopoczucie freelancera jest tak kiepskie, że naprawdę nie daje rady? Cóż, wtedy nie pozostaje nic innego jak skontaktować się z klientem i poinformować go o zaistniałych komplikacjach. Jeden zrozumie, inny nie. Jak to w życiu, klienci są różni. Ale lepiej przyznać się zawczasu do chwilowej niemocy, niż zawalić termin albo jakość wykonania, bo to może mieć większe konsekwencje dla freelancera, niż potencjalna utrata zlecenia.